Dzisiaj będzie długo :)
Zakupy, te codzienne, czyli
kupowanie przede wszystkim produktów żywnościowych i te okazjonalne – kupowanie
ubrań, butów, prezentów, leków, itp.
Szczerze mówiąc, jeszcze pięć
miesięcy temu raczej nie lubilam ani tych codziennych, ani tych okazjonalnych.
Z wielu powodów. Różnych osobistych i takich niezależnych ode mnie, leżących po stronie sklepu.
Co się zatem stało pięć miesięcy
temu, że polubiłam zakupy? Zaraz wyjaśnię. Ale zanim to zrobię, chciałabym
uprzedzić, że to, o czym napiszę dotyczy mnie i moich odczuć, wyłącznie.
Dotyczy sklepów, z których zdarzyło mi się korzystać zarówno w Polsce jak i w
Japonii. Z pewnością są też inne sklepy, bardziej lub mniej doskonałe, bardziej
lub mniej niedoskonałe. I odczucia innych osób też będą inne.
Muszę się cofnąć o dwadzieścia lat.
Wróciłam wtedy do Polski po kilkuletnim pobycie w Japonii, która pod względem
jakości obsługi była wtedy (a właściwie cały czas nadal jest) o lata świetlne
do przodu. Naprawdę czuło się, że obowiązuje zasada klient nasz pan. Czasami
może nawet aż za bardzo, ale czyż nie przyjemniej robi się zakupy, kiedy
sprzedawca czy kasjer jest uprzejmy i się do nas uśmiecha?
A więc wróciłam do Polski. I co?
Sprzedawcy i kasjerzy mają ponure twarze, rzucają towarem przy kasie, bo niby
tak szybko i sprawnie pracują, nie wydają grosika, bo przecież to tylko grosz,
pan sprzątający jeździ po sklepie maszyną myjącą akurat w czasie największego
tłoku i trzeba mu uskakiwać z drogi, bo przecież on pracuje. A klient? Jaki klient?
Lepiej, żeby go wcale nie było.
Idziemy na stoisko z mięsem i
wędlinami. Sprzedawczyni wybiera mięso, kroi je i pakuje, następnie tymi samymi
rękami wybiera wędlinę, kroi ją i waży - bardzo często na tej samej wadze, na której
ważyła surowe mięso. Czy tylko mnie to bulwersuje? Owszem, czasami panie
zakładają foliowe rękawiczki. Tylko nie wiem po co. Chyba żeby sobie rąk nie
pobrudzić. Bo skoro po użyciu pani wkłada rękawiczkę do kieszeni fartucha i
przy następnym kliencie ponownie z niej korzysta, to o higienie nie ma mowy.
Często też w tej samej rękawiczce nabija na kasę i wydaje resztę!
Stoisko z pieczywem. Kosz z
kajzerkami. Pracownik sklepu wrzuca świeżo upieczone bułki. Kilka mu wypada i
spada na podłogę. Pracownik schyla się, podnosi je i wrzuca do kosza z resztą
bułek. A co tam, kto by się przejmował, że podłoga brudna.
Znana sieć drogerii. Klient odchodząc
od kasy musi odnieść koszyk. Nie może go zostawić przy kasie, bo pani
kasjerka jest przecież tylko od kasowania i ewentualnie od niewydawania
grosika, nie od odstawiania koszyków. A jak klient nie ma wolnej ręki, bo sporo
kupił? Niech weźmie koszyk w zęby.
Czepialska i grymaśna jestem,
prawda?
Wiem, ale pod tym względem „zepsuła” mnie Japonia.
To jeszcze powiem, że często
zastanawiałam się, czy nie jestem przypadkiem niewidzialna, bo mimo że
podchodziłam do lady sprzedawczynie ignorowały mnie zajęte rozmową i mogłam tak
stać w nieskończoność. W końcu panie łaskawie zauważały mnie i z łaski
obsługiwały nie przerywając swojej rozmowy.
No dobrze, wystarczy.
Mogłabym tak wyliczać w nieskończoność. Byłam jak ten Kazio z filmu Stanisława
Barei pt. „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, który obrażał się na sklepy i
musiał jeździć na zakupy coraz dalej i dalej :)
I tak zakupy męczyły mnie i
frustrowały przez prawie dwadzieścia lat. Aż pewnego dnia, pięć miesięcy temu
przyjechałam do Japonii i zaczynęłam robić zakupy prawie codziennie w najbliższym
supermarkecie. I? I relaksuję się od pierwszego dnia! W sklepie czysto, towar
świeży, poukładany równiutko na półkach, pracownicy sklepu usłużni i schodzący
z drogi, bo tutaj klient jest ważniejszy.
Nie ma ogromnych wózków tylko małe
wózeczki na koszyki, więc pomiędzy półkami jest sporo miejsca przy mijaniu się.
Kasjerzy uprzejmi, delikatni, sprawni.
Witają klienta i żegnają, a nawet na koniec się kłaniają. Grzecznie, bez
żadnych fochów czy łaski. I zawsze mają wydać.
Zresztą kasa jest tutaj bardzo
sensownie i efektywnie rozwiązana. Stawia się swój koszyk z zakupami na ladzie
(odpowiednio niskiej, żeby nie dźwigać koszyka do góry), kasjerka przesuwa go
sobie bliżej, kasuje towar i przekłada do pustego koszyka, który stoi obok. Po
zapłaceniu zabieramy koszyk z zakupami, a ten opróżniony kasjerka za chwilę
wykorzysta przy następnym kliencie. Niczego nie trzeba odnosić. Zabieramy
koszyk z zakupami i przechodzimy do specjalnych stołów, gdzie możemy spokojnie
się spakować. Pusty koszyk zostawiamy na stojaku przy stole. Kasjerzy bardzo
umiejętnie układają towary w koszyku, jeśli trzeba, to włożą do foliowej
torebki lub zawiną w papier (np. butelkę wina), a na koniec dadzą siatki
reklamówki - bezpłatne. Na stołach do pakowania zakupów są też rolki z
foliowymi torebkami.
Jeśli ktoś ma mało zakupów, to
kasjer od razu je spakuje. Jeśli klientem jest mama z małym dzieckiem lub ktoś
starszy, to kasjer albo spakuje od razu zakupy albo przeniesie koszyk na stół
do pakowania.
Zupełnie inne są tutaj kasy -
maszyny. Nie wysuwa się szuflada z pieniędzmi. Są otwory na bilon i na
banknoty. Kasjer wrzuca pieniądze, a maszyna wypluwa resztę. Więc kasjer
właściwie nie musi sam liczyć, wystarczy, że odczyta z ekranu to, co mu
wyświetli maszyna.
I jeszcze coś, co chyba wszyscy
lubią. Obniżki. Ale nie sezonowe, tylko takie na co dzień. Świeżość towaru jest
tutaj ogromnie ważna. Po południu, tak od godziny 16:00 na wybranych artykułach
zaczynają się pojawiać naklejki obniżkowe: 10, 20, 30%, a w okolicach 18-18:30
obniżka o połowę! Obniżka o 50% dotyczy artykułów, którym termin przydatności
do spożycia kończy się w tym samym dniu (czasami w następnym). Można się obkupić!
Są też oczywiście inne różnorodne
promocje.
Nie ma mowy o rzucaniu towarem, o
niewydaniu grosika (jenika), o prywatnych rozmowach pracowników przy klientach
czy o jeżdżeniu maszyną sprzątającą po sklepie wśród klientów. Pracownicy w
dziale garmażeryjnym chodzą w czepkach i w maseczkach.
Nie ma też bramek przy wejściu na teren
sklepu. Można sobie z koszykiem wyjść poza linię kas i ponownie wrócić na teren
sklepu. Nadal się nie przyzwyczaiłam i jakoś dziwnie się z tym czuję. Cóż, starych
nawyków nie da się tak łatwo zmienić. Oczywiście nie ma mowy o tym, żeby ktoś
wyszedł nie zapłaciwszy za zakupy. Nikt też nie zjada i nie wypija towaru przed
przejściem przez kasy.
Tak więc z przyjemnością i bez
stresów zaczęłam chodzić na zakupy. Nareszcie!
Ale żeby nie było tak różowo.
Kasjerzy w kasie pracują na stojąco. W sklepie jest zimno, nawet bardzo. Niby
to dobrze, ze względu na towar, ale trzeba zabierać ze sobą jakiś szal lub
sweter, bo pod koniec dłuższych zakupów trudno wytrzymać. Chociaż latem, kiedy
na zewnątrz panują upały przyjemnie jest się schłodzić w zimnym sklepie.
Miało nie być zdjęć, bo to trochę krępujące robić zdjęcia w sklepie, ale jednak się przemogłam i zrobiłam
kilka telefonem. Robiłam z ukrycia, więc są może mało ciekawe, ale zawsze coś.
Ogólny widok |
Jogurty, napoje mleczne, soki. |
![]() |
Piwo i napoje piwopodobne |
Dział mięsny |
![]() |
Jagnięcina za pół ceny |
Jakie macie doświadczenia z
zakupami? Czy ja rzeczywiście się czepiam polskich sklepów, a japońskimi
zachwycam nadmiernie?