Odkąd poszłam do pracy we wrześniu, nie starcza mi czasu na blogowanie :(
Chyba jednak najwyższa pora się zmobilizować, bo od ostatniego wpisu minęło prawie półtora miesiąca (!).
Ponieważ zaczęło robić się chłodniej, chociaż tylko wieczorami i nad ranem, bo w ciągu dnia nadal jest ciepło, 22-24 °C, kilka dni temu rozpoczęłam sezon na nabe - japońskie danie jednogarnkowe lub japoński kociołek (nabe to dosłownie garnek).
Nabe to potrawa z różnych składników (m.in. ryb, mięsa, owoców morza, warzyw) gotowanych w wywarze (rybnym, z wodorostów, z miso albo jeszcze innym) i podawana w garnku, w którym ją przygotowywaliśmy. Często stawia się nabe na małej kuchence na stole, żeby nie ostygło i żeby można było w trakcie dodać składnik, którego akurat zabrakło (=został szybko zjedzony, a chcemy jeszcze). Je się wspólnie z jednego nabe, wybierając sobie po trochu to, na co mamy ochotę.
A kiedy zjemy wszystkie składniki i zostanie już tylko pyszny bulion, dodajemy do niego ryż (ugotowany) i zalewamy rozbełtanym surowym jajkiem, które oczywiście zetnie się pod wpływem temperatury, albo gotujemy w nim makaron udon. To takie tradycyjne zakończenie nabe.
Rodzajów nabe jest mnóstwo - praktycznie każdy region Japonii chlubi się jakimś, no i z pewnością w każdej rodzinie jest jakiś jeden konkretny przepis przekazywany z pokolenia na pokolenie.
Moje nabe to yosenabe czyli nabe z wielu różnych składników na wywarze rybnym (wywar może być też z wodorostów kombu, z miso lub jeszcze inny). Użyłam w większości składników dostępnych też w Polsce: mięsa z udka kurczaka, kapusty pekińskiej, pora, grzybów shiitake, tofu, rzodkwi japońskiej - daikon. Te niedostępne (chyba?) to chikuwa (te rurki) i shirataki ("makaron" z bulwy konnyaku - po polsku ta roślina ma nazwę dziwidło riviera).
Pokażę jeszcze sam garnek. To najbardziej popularny donabe czyli nabe wykonany z gliny.
o rany...
OdpowiedzUsuńdziwny to kraj, ale chętnie podglądam za Twoim pośrednictwem. taki garnek, to niemiecki eintopf - zupa na gęsto, dwa w jednym, ale idea zrozumiała - każdy gmera i wybiera. a na koniec aromatyczny wyciąg z obiadu. nie wiem, czy dotrwałbym do kulminacji, bo w środku czekają rozmaitości warte skosztowania, a ja jestem małolitrażowy i mam skończoną wyporność.
W przypadku niedotrwania do kulminacji, można sobie zostawić aromatyczny wyciąg na następny dzień, na śniadanie albo obiad ;)
UsuńJa też nie zawsze daję radę zjeść na koniec jeszcze ryż lub makaron.
PS. Trochę mi głupio, bo nie zostawiam u Ciebie komentarzy, a Ty u mnie zawsze :)
Zaglądam do Ciebie, tylko nie nadążam. Potrzebuję chyba więcej czasu niż inni, żeby przeczytać, przemyśleć i jeszcze wymyślić jakiś ciekawy komentarz.
PS. nie przejmuj się absolutnie. piszę, bo lubię i mam czas. nie dlatego, że ktoś zostawia komentarz. wiem, że są tacy, którzy zaglądają, albo wręcz bywają regularnie i nie odezwali się ani słowem. z ilością tekstów, to też jest różnie, bo jednym za dużo, a innym za mało (przyznam się po cichu, że poza blogiem też mi się zdarza coś naskrobać).
UsuńPS PS o rany... dopiero teraz zobaczyłem, że u Ciebie jest już jutro i to tak tuż przed świtem. a u mnie jest dopiero wieczór tego czegoś, co dla Ciebie już jest wczorajem... to zabawne, że piszę dzisiaj jutrzejszy komentarz... można zwariować.
UsuńOj, to kamień z serca :)
UsuńCzyżbyś gdzieś publikował?
A wyobraź sobie rozmowę telefoniczną lub przez skype: jedna osoba w Japonii, druga w Polsce o godz. 6 rano czasu japońskiego (23.00 czasu polskiego). Jedna osoba jest w dzisiaj, a druga we wczoraj jeszcze...
zdarza mi się wysłać opowiadanie na konkurs. a mam sporo gotowych. gdyby udała się publikacja, to chwaliłbym się bardzo wyraźnie. i liczę, że kiedyś uda mi się pochwalić.
UsuńTo trzymam kciuki!!!
UsuńNo powiem Ci, że ten garnek trafia w mój gust, lubię takie potrawy, niektórzy nazywają to śmietnikiem lub przeglądem tygodnia. Wygląda apetycznie, łatwe w wykonaniu i tyle różnych smaków.
OdpowiedzUsuńCzas jest nieubłagany, po wakacjach też nie mogłam sie ogarnąć, teraz czasami robię w wolnym czasie notki na zapas, bo gdy wyjeżdżam lub czasu brak, to wystarczy opublikować:-)
A niech sobie nazywają ;) Najważniejsze, że łatwe i szybkie w wykonaniu, i rzeczywiście mnóstwo różnych smaków. A jak przyjemnie mija czas podczas wspólnego biesiadowania przy takim garnku.
UsuńCzas pędzi, mam wrażenie, że im jestem starsza, tym szybciej.
No to ja jutro gotuje nabe! Czyli mieso z kurczaka, jarzynki i makaron :))))
OdpowiedzUsuńRzeczywiscie dlugo cie nie bylo, ja nie zauwazylam, bo mialam awarie i do tej pory z nia walcze :(
Ladny ten garnek do nabe! Mozna w tym gotowac na kuchence? Bo gliniany to.... moze sie rozpasc...
O, to życzę udanego gotowania :)))
UsuńJa z kolei nie zauważyłam Twojej awarii, bo funkcjonowałam zupełnie poza blogosferą.
Tak, można gotować na kuchence.
Po tej awarii mojego komputera i bloga, widze ze na blogach, ktore mnie obserwuja caly czas jest notka starenka, jezeli chcesz mnie obserwowac na biezaco, to najpierw mnie wyrzuc z obserwowanych, a potem na nowo dolacz :)
OdpowiedzUsuńZrobiłam dokładnie tak jak piszesz, ale nic sie nie zmienia. I nie wiem dlaczego. Przed chwilą znowu spróbowałam. Wykasowałam Cię zupełnie, a potem na nowo dodałam. I cały czas pojawia się ta sama stareńka notka.
UsuńNie walcz z oporna maszyna! Moze mi komputerowcy znajda, co sie stalo?
UsuńPogoda sie spsila, zaczynam robic na drutach :)
Garnek jest śliczny! Sama potrawa ciekawa przez te 'egzotyczne' dodatki-jak to w japońskiej kuchni:) Dla siebie wybrałabym wersję warzywną albo mięsną.
OdpowiedzUsuńFajnie, że jesteś:)
Garnek taki trochę wiosenny pod względem zdobień, ale kto by sie przejmował ;)
UsuńDzięki :-)
Poczytałam, pooglądałam i nabrałam apetytu. :-)
OdpowiedzUsuńGarnek urokliwy.
I dobrze, że jesteś - martwiła mnie Twoja nieobecność tutaj.
To teraz musisz koniecznie ugotować, skoro pojawił się apetyt ;)
UsuńJejku, jak to miło, że kogoś zmartwiła moja nieobecność :)) Dzięki! Będe się mobilizować do częstszego pisania.
I ja się cieszę że wróciłaś.
OdpowiedzUsuńA takie potrawy jednogarnkowe to uwielbiam...
Pozdrawiam najserdeczniej
Stokrotko, Tobie też dziękuję. Miód na moje serce :)
UsuńJa też bardzo lubię, bo i przygotowanie jest szybkie i proste.
Pozdrawiam (niestety dzisiaj deszczowo)
Cieszę się, ponieważ znów zacznę gotować nowe potrawy, bo najlepsze są te sprawdzone, a japońskiej kuchni nie znałam. Wprawdzie to nabe muszę zrobić bez niektórych składników, ale nic to, prawie nabe będzie.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Składniki mogą być rozmaite, więc wcale to nie będzie prawie nabe, ale prawdziwe nabe :)
UsuńJa też pozdrawiam, ale niestety deszczowo :(
Dzięki Twoim wpisom, zaczęłam tę Japonię przybliżać do Polski. Kupiłam już naczynie do potraw jednogarnkowych, bo wcześniej miałam gliniane tylko do zapiekania.
UsuńSerdeczności zasyłam
O! To życzę Ci udanego gotowania. Coraz łatwiej jest gotować po japońsku, bo coraz więcej japońskich produktów można dostać w Polsce.
UsuńSerdecznie pozdrawiam :)
Moj post o kilometrach wyrzucilam, ale u ciebie tytul dalej wisi... jak klikniesz, to pokazuje sie dzisiejszy nowy post.
OdpowiedzUsuńGdzies ci sie moje ciasteczka zapisaly i trzeba by je wyrzucic, ale jak? :(
Z nieco innych niż Ty powodów długo nie byłam na ulubionych blogach. Teraz staram się wrócić. Garnek fantastyczny chociaż też dziwiłam się, że w glinianym można gotować na kuchence. Bardzo gęste to nabe, więc nic dziwnego że łatwo się nim najeść w krótkim czasie. Do miłego zobaczenia, mam nadzieję wkrótce. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że zajrzałaś :) Ja do Ciebie jeszcze nie zdążyłam, ale zaraz biegnę nadrobić.
UsuńTo nie wiem co z tym garnkiem, wydawało mi się, że można powiedzieć, że jest gliniany, ale może na polski inaczej się tłumaczy. Muszę się rozeznać w naczyniach ceramicznych i nazewnictwie.
Pozdrawiam słonecznie :)
Przypuszczam, że jedzonko jest pyszne i pożywne.
OdpowiedzUsuńNiestety owoce morza akceptuję tylko i wyłącznie w akwarium lub żyjące w morskiej scenerii:)
Serdecznie pozdrawiam:)
Ryb też nie jadasz?
UsuńA potrawa, którą przedstawiłam jest bez owoców morza, więc z pewnością dałabyś radę zjeść :-)
Kochana!
OdpowiedzUsuńDobrze, że nadal blogujesz:)
A garnek sam w sobie cudny:)
Buziaczki i smacznego:)
Morgano, dziękuję za odwiedziny.
UsuńNiby bloguję, ale mam bardzo mało czasu i nie nadążam odwiedzać innych :(
Pozdrawiam :)
Jak dobrze, ze odkurzyłaś bloga! Bardzo się cieszę :)) Taką zupę zjadłabym z przyjemnością! Jesienno - zimową porą zupy gotuję znacznie częściej niż latem. Ostatnio zajadam się syryjską zupą z soczewicy i szczawiu ;) pozdrawiam gorąco ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :))
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że jesienią i zimą zupy bardziej smakują niż latem. A soczewicowo-szczawiowa brzmi smakowicie. Pozdrawiam słonecznie :)