Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Matsue. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Matsue. Pokaż wszystkie posty

2017-11-06

Pożegnanie z Matsue

Dzisiaj ostatnia już relacja z miasta Matsue.

Po zachodzie słońca, którego nie udało mi się obejrzeć (więcej tutaj) pospacerowałam jeszcze wzdłuż rzeki i mostów w okolicach hotelu.

Pokażę też zdjęcia z podróży do Matsue, które obiecałam w pierwszej relacji (tutaj).

Tym razem nie będzie żadnych legend ani trudnych nazw :)

Na początek zdjęcia budynków nad rzeką Ohashi. Podświetlone wyglądały uroczo.






Następne trzy zdjęcia to boczne uliczki, które już nie były takie urocze.



I jeszcze kilka ciekawych sklepików, na które natknęłam się po drodze.
Pierwsze zdjęcie (sklep ze starociami) zrobiłam jeszcze za dnia w okolicach zamku Matsue, a pozostałe trzy to restauracyjki niedaleko hotelu, które minęłam podczas poszukiwań miejsca na kolację.







A teraz zdjęcia z trasy Okayama - Matsue. Tego dnia było deszczowo i góry, przez które przejeżdżaliśmy, były spowite chmurami. Wyglądało to jakby te chmury wyrastały z gór, tworzyły się wśród gór i dopiero potem unosiły do nieba. Wrażenie niesamowite i bardzo tajemnicze.
Nie spodziewałam się takich widoków, a poza tym z góry założyłam, że z autobusu przez szybę nie uda mi się nic sfotografować, więc aparat miałam schowany. Wyjęłam go dopiero w połowie trasy, kiedy te najbardziej niesamowite widoki minęły.







Te żółte pola to ryż siewny tuż przed zbiorami.







Na koniec zagadka / ciekawostka. Co to jest?


Tak, właz kanalizacyjny. W Japonii na każdym kroku można natknąć się na takie ozdobne.

2017-11-03

Wyspa Synowej i zachód słońca, którego nie było


Miasto Matsue leży nad jeziorem Shinji (Shinji-ko). Z zamku Matsue bardzo dobrze je widać (o zamku pisałam tutaj).



 
Shinji-ko nie jest zbyt duże, z niecałymi 80 km2 powierzchni plasuje się na siódmym miejscu wśród japońskich jezior. Jest jeziorem brachicznym, czyli woda w nim jest słonawa. Dzięki temu obfituje w przeróżne ryby i skorupiaki, z których najbardziej znane są małże shijimi (z rodziny korbikulowatych).
 
Na brzegu jeziora zostały tylko puste muszelki...

Na jeziorze wznosi się jedyna wyspa, a właściwie wysepka, bo jest niewielka: ma 110 m długości, niecałe 30 m szerokości i 240 m w obwodzie. Nazywa się Yomegashima, czyli Wyspa Synowej. Dlaczego taka nazwa? Otóż, jak mówi legenda, była sobie pewna młoda żona, którą surowa teściowa źle traktowała. Dziewczyna postanowiła więc wrócić do swego domu rodzinnego. Szła po zamarzniętym jeziorze, i jak to w legendach i w życiu bywa lód pękł i dziewczyna się utopiła. Kiedy o tej tragedii dowiedział się bóg jeziora, ze współczucia sprawił, że w ciągu jednej nocy na jeziorze wypiętrzyła się wyspa, a wraz z wyspą wypłynęło ciało dziewczyny. 


 
Tyle legenda. A co znajduje się na wyspie? Jedna kamienna brama torii wybudowana w 1907 roku, jedna kamienna latarnia wykonana z wydobywanego lokalnie kamienia kimachi (rodzaj piaskowca), jeden miniaturowy chram shintoistyczny poświęcony bogini Benzaiten (pochodzi od hinduistycznej bogini Saraswati) założony przez Horio Yoshiharu (budowniczy zamku Matsue) i około 30 sosen – początkowo było ich tylko kilka, ale w 1935 roku dosadzono kolejnych dwadzieścia. I to wszystko.
Z brzegu, oprócz sosen, widać bramę torii i w zależności od kąta patrzenia także latarnię. Chram niestety pozostaje niewidoczny.



Wróćmy na brzeg jeziora.
Stoją tu dwa posągi: Sodeshi jizō i Ishibai jizō. Jizō (japoński odpowiednik bodhisattwy Ksitigarbha) w swoim miłosierdziu przyjmuje na siebie cierpienia ludzi.
Sodeshi jizō (ten większy) wykonany jest z kamienia kimachi, a Ishibai jizō z granitu.
Jezioro w okolicach wyspy Yomegashima było w dawnych czasach dość niebezpieczne i wiele przepływających tamtędy łodzi i statków rozbijało się. Pomniki jizō ustawiono dla tych wszystkich rozbitków, którzy zakończyli życie w odmętach jeziora.




Jednak obecnie Shinji-ko słynie chyba najbardziej z zachodów słońca, z wysepką Yomegashima i bramą torii w tle. Na nabrzeżu wytyczone są miejsca, z których najlepiej widać zachód słońca o danej porze roku. Wystarczy się tam ustawić i super zdjęcie murowane.
Liczyłam na super zdjęcie. Mimo że tego dnia od rana niebo zasnute było grubą warstwą chmur, to jednak gdzieś w głębi serca miałam nadzieję na cudowne przejaśnienie pod wieczór. Ale przeliczyłam się. Nic, nawet jednego cienkiego promyczka nie zobaczyłam :(

Miało być tak:

źródło zdjęcia
źródło zdjęcia















a było tak:


 Cóż, pozostają mi zachody słońca nad moim morzem na Shikoku.

2017-10-29

Lafcadio Hearn i lisy

Mech na terenie wokół zamku



Parę kroków od zamku Matsue, o którym pisałam tutaj, znajduje się niewielki chram shintoistyczny Jōsan inari jinja. Został założony w 1638 roku przez Matsudairę Naomasę, który w tym samym roku przejął władzę w hanie Matsue.





 



Inari to japońskie bóstwo ryżu i rolnictwa, a jego kult jest bardzo rozpowszechniony w Japonii. W chramach poświęconych Inari, czyli w Inari jinja, spotkamy cynobrowe bramy torii i rzeźby lisów. Dlaczego lisy? Bo białe lisy są wysłannikami Inari. A dlaczego torii jest w kolorze cynobru? Bo cynober symbolizuje życie i chroni przed chorobami, klęskami żywiołowymi i różnymi nieszczęściami. Bramy torii oddzielają teren święty, teren, na którym przebywają kami (bóstwa) od tego ludzkiego. 
 
Pamiętajmy: torii przez dwa „i”, a nie tori – z jednym „i” – które niestety bardzo często można znaleźć w różnych polskich tekstach. Po japońsku wyraz torii zapisujemy dwoma znakami kanji: (tori – ptak) i (i – być, znajdować się). Grzęda dla ptaków? Być może. Teorii na pochodzenie nazwy jest kilka, ale dzisiaj nie o nich przecież :)


W Jōsan inari jinja figur lisów jest podobno ponad tysiąc. Nie liczyłam, więc nie mogę ani potwierdzić, ani zaprzeczyć, ale z pewnością jest ich mnóstwo. Trochę je naruszył ząb czasu...
Ze względu na te lisy chram bardzo często odwiedzał mieszkający w pobliżu Lafcadio Hearn (o którym poniżej). Podobno je uwielbiał i miał nawet swoje ulubione. 









Wychodzimy z chramu, przechodzimy przez fosę i dochodzimy do Shiomi nawate – drogi biegnącej wzdłuż fosy po północnej stronie zamku.



Wybudował ją twórca zamku – Horio Yoshiharu. Długie i proste niczym liny (po jap. nawa) drogi przebiegające przez miasteczka przyzamkowe nazywane były nawate. Za czasów Matsudairy Naomasy  wzdłuż tej drogi powstało „miasteczko samurajskie” – mieszkali tutaj wojownicy (samurajowie) średniej rangi, pełniący różne funkcje w administracji hanu. Jeden z tych wojowników o nazwisku Shiomi zrobił podobno niesamowitą karierę w bardzo krótkim czasie i na jego cześć droga została nazwana Shiomi nawate.







Sosny o niesamowitych kształtach rosnące wzdłuż tej drogi ponoć pamiętają jeszcze tamte czasy.

 
Lafcadio Hearn / Koizumi Yakumo

Przy Shiomi nawate mieszkał również Lafcadio Hearn (1850-1904) – urodzony w Grecji dziennikarz, pisarz, tłumacz i badacz folkloru japońskiego. 
Podczas pobytu w Ameryce, zetknął się z kulturą Japonii, która go zafascynowała do tego stopnia, że postanowił wyjechać do Japonii. Dotarł tu w kwietniu 1890 roku. Pod koniec sierpnia tego samego roku przyjechał do Matsue, gdzie rozpoczął pracę w szkole jako nauczyciel języka angielskiego. Tutaj też poznał córkę samuraja, Koizumi Setsu, swoją przyszłą żonę. W listopadzie 1981 roku przeniósł się do Kumamoto na Kyūshū. W późniejszych latach pracował także na Tokijskim Uniwersytecie Cesarskim (obecny Uniwersytet Tokijski) i na Uniwersytecie Waseda jako wykładowca literatury angielskiej.
W 1896 roku naturalizował się i zmienił imię i nazwisko na japońskie. Od tej pory nazywał się Koizumi Yakumo. 
Mimo że w Matsue mieszkał bardzo krótko, nie został zapomniany. Zresztą znany jest nie tylko tutaj, tzn. w Matsue, ale także w całej Japonii. Zachowano dom, w którym mieszkał, a tuż obok w 1934 roku wybudowano Muzeum Koizumi Yakumo.
Oba budynki można zwiedzać, ale tym razem niestety nie udało mi się zajrzeć do środka ze względu na zbyt późną porę.   

Muzeum Lafcadio Hearna

Tu mieszkał Lafcadio Hearn

Lafcadio Hearn napisał wiele książek poświęconych kulturze, obyczajom, wierzeniom i folklorowi Japonii. Na język polski przetłumaczono tylko jedną: „Kwaidan. Opowieści niesamowite.” Szczerze mówiąc, nie pamiętam już dokładnie historii z tego zbioru (czytałam jest na studiach, czyli dawno temu), ale z pewnością były niesamowite, nawet bardzo. Polecam!