2018-02-01

Wyspa Honjima cz. 1


Na Wewnętrznym Morzu Japońskim (Seto naikai), nad którym mieszkam, rozrzuconych jest około 3000 rozmaitych wysp i wysepek. Blisko 110 z nich przynależy administracyjnie do „mojej” prefektury Kagawa.
Wstyd się przyznać, ale do tej pory poznałam tylko jedną z nich – Honjimę.
Jest to nieduża wyspa: ma niecałe 7 km2 powierzchni i 16,4 km obwodu, a zamieszkuje ją około 340 osób. Są też dwie szkoły! Podstawowa i gimnazjum. Do pierwszej w tym roku szkolnym uczęszcza 10 uczniów, a do drugiej – 8.

Na Honjimę można dostać się promem kursującym z sąsiedniego miasta Marugame. Płynie się około pół godziny. Nie jest to zbyt długo, ale wystarczy by nacieszyć się zmieniającymi się widokami.

Mój prom miał taki ładny pomarańczowy komin :)
Port w Marugame
Pustka na horyzoncie


A to już port na Honjimie

Obok portu na wyspie znajduje się budynek informacji turystycznej, ale po sezonie (byłam w listopadzie) niestety nikt tam nie dyżuruje. Do dyspozycji są tylko jakieś ulotki i mapki z bardzo podstawowymi opisami. Ale można skorzystać z takiego ślicznego starodawnego telefonu :) 
 
 

Honjima (wym. hondzima) należy do archipelagu Shiwaku złożonego z 28 wysp. W dawnych czasach mieszkańcy tych wysp, zaprawieni w żegludze i budowie statków, zajmowali się podobno piractwem, a w okresie Sengoku (okres kraju w wojnie, koniec XV – koniec XVI w.) stanowili tzw. armię wodną.

Pod koniec XVI wieku Toyotomi Hideyoshi, ówczesny przywódca polityczny i militarny, nadał 650 żeglarzom (piratom) z armii wodnej prawo do ziemi na siedmiu głównych wyspach Shiwaku w zamian za pozostawanie na jego rozkazy – chodziło głównie o wykonywanie prac transportowych, jako że Morze Wewnętrzne stanowiło ważny szlak morski, a w okolicach wysp Shiwaku występowały silne prądy i wiry, i tylko doświadczeni lokalni żeglarze dawali sobie z nimi radę.
 
Następny władca Japonii, shogun Tokugawa Ieyasu, utrzymał to prawo do ziemi i tak aż do XIX wieku wyspy Shiwaku cieszyły się autonomią. Zarządcę wysp (najpierw czterech, później trzech, którzy pełnili obowiązki na zmianę) wybierano spośród wcześniej wspomnianych 650 mieszkańców wysp.
Zarządca początkowo pracował we własnym domu. Później, pod sam koniec XVIII wieku wybudowano specjalny „budynek biurowy” zwany Kimbansho.
Oto i on.








Magazyn

W magazynie przechowywano tzw. dokumenty z czerwoną pieczęcią czyli oficjalne dokumenty państwowe. Tutaj chodzi o te sporządzone przez Toyotomiego Hideyoshiego i Tokugawę Ieyasu nadające wyspom autonomię. 

Tak jak wspomniałam wyżej, Honjima jest nieduża, więc do wartych zobaczenia miejsc można spokojnie dojść na piechotę. Pospacerowałam tu i tam, ale z wejścia bardziej w głąb wyspy musiałam niestety zrezygnować. Chciałam wspiąć się na punkt widokowy położony na wzgórzu porośniętym bujną roślinnością (zresztą jak cała wyspa), ale wycofałam się wpół drogi. Wszystko przez szerszenie. SZERSZENIE. Tutejsze są naprawdę ogromne, a dźwięk, który wydają przy lataniu przypomina pomrók silnika motocyklowego.


Zdjęcie znalezione w internecie


Latają sobie jakby nigdy nic, zupełnie jak w Polsce muchy. I nie tylko na Honjimie. Czasami przylatują na mój balkon (!). Tubylcy wydają się być zupełnie nie poruszeni obecnością szerszeni i innych wielkich os, zupełnie jakby mieli zawarty z nimi układ o symbiozie. Zawsze się zastanawiam, czy to tylko ja tak panikuję?

No więc jak mi te szerszenie zaczęły przelatywać przed nosem, to zrobiłam w tył zwrot. Zrezygnowałam z doskonałego zapewne widoku z góry na całą wyspę i okoliczne morze.
Zresztą na dole też widoki były niezłe. Cała wyspa sprawiała wrażenie opuszczonej i zarośniętej. Ludzi, poza grupką zagranicznych turystów i chyba dwoma osobami pracującymi w ogrodzie, praktycznie nie zauważyłam. Samochody też chyba dwa na krzyż przejechały. Pusto, cicho, niesamowicie. 
Jak zobaczyłam starą bramę torii, która kiedyś stała zapewne przed jakimś chramem shinto, a teraz prowadziła do zarośniętego lasu, to wyobraziłam sobie, że jeśli przejdę przez tę bramę, to trafię do jakiegoś równoległego świata duchów i już nigdy nie dam rady stamtąd wrócić – zupełnie jak w jakiejś przerażającej starej opowieści japońskiej. Tak się wystraszyłam, że nawet tej bramy nie sfotografowałam :)







Komainu - lew/pies strzegący chramu

Brama torii przed chramem Kogarasu-jinja
Chram Kogarasu-jinja


Mimo że to był listopad owoce na drzewach dojrzewały w najlepsze.
Cytrusy - nie pamiętam dokładnie jakie :(
Persymony (kaki)


Dalsza część wędrówki po Honjimie w drugiej części. Zapraszam!

14 komentarzy:

  1. Architektura - egzotyczna, świeża, inna, więc skupia uwagę, ale naszego lasu na żaden bambusowy nie zamieniłbym na pewno, ani tych bukowo-świerkowych, ani tych sosnowo-brzozowych, o dąbrowach i skupiskach jodeł, to już nawet nie chcę Ci przykrości sprawiać - lasy w Japonii mają podłe i byle jakie - trzecia liga - pewnie dlatego sztukę bonsai doprowadzili do obłędu i w tej miniaturyzacji skrywają tęsknoty za prawdziwym lasem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, no z tymi japońskimi lasami nie jest tak źle :) Fakt, że drzewa tu inne, choć buki, brzozy, jodły i sosny też są, a lasów mają dostatek (67% powierzchni kraju). Może kiedyś wybiorę się do porządnego lasu i go sfotografuję.

      Usuń
  2. To wyspa idealna dla ludzi łaknących spokoju, tylko te szerszenie...
    U nas zlikwidowano by szkołę dla tak małej liczby uczniów. Architektura bardzo lekkie, więc i klimat musi być łagodny, a roślinność bardzo bujna.
    Wszystko przed tobą, zdążysz zwiedzić więcej:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tak, gdyby ktoś chciał na jakiś czas uciec od cywilizacji, to ta wyspa idealnie się nadaje.
      Te szkoły pewnie też w końcu zamkną, jeśli liczba uczniów nie wzrośnie, chyba że miasto Marugame, do którego należą, będzie stać na utrzymanie. Gimnazjum istnieje od 1947 roku i początkowo uczniów było 170-220, potem zrobiło się 50-100, a po 1989 roku 25 i spadało aż do jednocyfrowej liczby.

      Usuń
  3. Jak ładnie - szkoła dla tak małej ilości uczniów. Znów zachwyciły mnie krajobrazy... a szerszenie tez mam na balkonie - troszkę smuklejsze w ciele ale i nieco dłuższe. Dźwięk zaś wydają podobny - moje nerwy też są na postronkach jak mi taki owad przyleci...
    Dziękuję za to, że tak ładnie dokarmiasz mnie egzotyką tej kultury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, wspóŁczuję Ci tych szerszeni!
      Nie ma za co, cała przyjemność po mojej stronie :)

      Usuń
  4. Jak dla mnie - kosmiczny, obcy świat. Ale jaki piękny!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba. Zapraszam na drugą część :)

      Usuń
  5. O ile nie pomyliłam nazw to uczyłam się tej wyspy, gdy zdawałam w szkole mapkę :)
    Kto by pomyślała, że jest tak malutka i normalnie zamieszkują na niej ludzie?
    Widzę, że szkoły nie są zbyt zaludnione :D Ale ciekawostka bardzo mi się spodobała :)
    Ale pięknie wyszło Ci to zdjęcie pieniących się fal, wow!
    Jaki uroczy telefon :) Szkoda, że nie ma kogoś do obsługi nawet po za sezonem. Ale ulotki mam nadzieję, że i tak się przydały ;)
    Japońska architektura zawsze robiła na mnie niesamowite wrażenie.
    A chciałam własnie pytać skąd ta rezygnacja, ale już się nie dziwię. Nienawidzę owadów, a czym większe tym gorsze.
    Może to kwestia przyzwyczajenia, tak samo jak u Nas muchy?
    Widoki zapierają dech w piersiach. Wiele wspaniałych zdjęć. Kto by pomyślał, że tak mała wyspa może kryć tyle wspaniałych cudów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny i komentarz :)
      A propos telefonu. Pobodno młodzi Japończycy, wychowani na smartfonach, zupełnie nie wiedzą jak posługiwać się telefonami starej daty, np. co się robi ze słuchawka po zakończeniu rozmowy albo jak się rozłączyć.
      Cieszę się, że spodobała Ci się wycieczka po Honjimie. Zapraszam na drugą część :)

      Usuń
  6. I znowu Ci bardzo dziękuję za ciekawą wycieczkę po Japonii.
    Czekam na ciąg dalszy.
    P.S. A jeśli chodzi o szerszenie - to panicznie się ich boję.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co :)
      Co do szerszeni, to już jesteśmy trzy, bo Aja też chyba za nimi nie przepada.

      Usuń
    2. Nie znoszę drani! Niestety są zbyt blisko - w każde lato się jakiś przypałęta na balkon... wolę inne żądłowate. Mniej przerażają.

      Usuń
  7. Cóż za ekskluzywna szkoła, po jednym uczniu na rocznik ;) Piękny ten cytrus i rózowy telefon :) Pierwszy raz widzę krzew persymony ;) A na widok szerszenia aż mam ciarki na plecach, brr.
    Co do pocztówek we Francji to nie umiem powiedzieć ile takowych wysyłane jest na święta. Z naszymi znajomymi wymieniamy życzenia telefonicznie, niestety. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń